Przez długie lata ludzie wierzyli w nieomylność Arystotelesa, który twierdził, iż obiekt tym szybciej spada na ziemię, im większą ma masę. Arystoteles uchodził za największego uczonego wszechczasów, a zatem nie mógł się mylić. Trzeba było tylko wziąć dwa ciała: lekkie i ciężkie, zrzucić je z dużej wysokości i przekonać się, czy rzeczywiście to drugie upadnie wcześniej. Nikt jednak nie ośmielił się tego zrobić przez 2000 lat od śmierci Wielkiego Nauczyciela. W 1589 roku Galileo Galilei zaprosił uczonych profesorów z Pizy, gdzie stała słynna Krzywa Wieża, wszedł na jej szczyt i spuścił dwa odważniki: dziesięciofuntowy i jednofuntowy. Oba upadły w tym samym czasie, jednak wiara w konwencjonalną mądrość była tak silna, że dalej zaprzeczano oczywistym faktom. Nadal uznawano nieomylność Arystotelesa.

Używając teleskopu, Galileusz potwierdził następnie teorię Kopernika, zgodnie z którą Ziemia nie była centrum świata, lecz jedną z planet krążących wokół Słońca. Gdy jednak chciał zmienić skostniałe poglądy, wtrącono go do więzienia, a po uwolnieniu ograniczono możliwość swobodnego poruszania się.

Do dziś istnieje grupa ludzi, którzy uważają, że ziemia jest… płaska. W Stanach Zjednoczonych tysiąc sześćset osób należy do Międzynarodowego Towarzystwa Badawczego Płaskiej Ziemi w Ameryce. Prezes tej organizacji, Charles K. Johnson, twierdził, że uważał Ziemię za płaską przez całe swoje życie. – Gdy zobaczyłem globus w szkole podstawowej, nie mogłem go zaakceptować i nie akceptuję do dzisiaj – wyznawał.

Przypomina to pewnego mężczyznę, który mieszkał w Stanie Maine i dożył tam stu lat. W dniu jego setnych urodzin odwiedził go dziennikarz z Nowego Yorku. Siedząc na werandzie w domu jubilata, zagadnął: – Założę się, że był pan w swoim życiu świadkiem wielu zmian. – Staruszek odpowiedział: – Tak, i byłem przeciwny każdej z nich.

Przyzwyczajenia i nawyki pozwalają robić wiele rzeczy bezmyślnie i bez większego wysiłku. Dlatego są tak powszechne. Nawyki nie mają nic wspólnego z instynktami; są to wyuczone reakcje. Nie są wrodzone; mają swoje przyczyny. Najpierw tworzymy nawyki, potem nawyki tworzą i kształtują nas. Zmiana zagraża naszym wzorcom nawykowym, zmuszając do myślenia, ponownej oceny, a czasem oduczenia się ukształtowanych wcześniej zachowań.

Dzisiejszy tekst Ewangelii św. Łukasza pośrednio ukazuje nam ludzi, którzy w kontakcie z Panem Jezusem, byli tak pochłonięci swoimi zadaniami, przyzwyczajeniami, nawykami, że nie dostrzegli tego, o czym On mówił, o Królestwie Bożym. Te znamienne słowa: „Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże! Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego”, to one mówią nam, jak powinniśmy żyć: wolni od przywiązań, wyciągający wnioski z naszej przeszłości, patrzący realnie na teraźniejszość i żyjąc, spoglądając w przyszłość. Bóg zawsze daje nam taką możliwość! Póki żyjemy, nigdy nie jest za późno… Człowiek na ogół przywiązuje się do tego, co było. Im dłużej coś trwa, tym silniejsze jest przywiązanie. Każdego dnia może postanawiamy zerwać z przywiązaniem do przeszłości, co nie znaczy, że mamy zrywać z tradycją czy chrześcijańskimi zasadami i wartościami. Chodzi oczywiście o przywiązanie do spraw i postaw sprzecznych z zasadami Ewangelii. Tymczasem mamy przywiązać się do przyszłości! Przecież do istoty chrześcijaństwa należy oczekiwanie na powtórne przyjście Pana. Bóg przychodzi do człowieka „z przyszłości”. Wytężamy nasz wzrok i wołamy: Marana tha – Przyjdź, Panie Jezu.

Przywiązanie. Z biegiem lat człowiek przywiązuje się do różnych rzeczy, osób, pokarmów, miejsc; przywiązuje się do życia. Starzy żołnierze powiadają, że im starszy człowiek, tym trudniej oddać mu życie. Młodzi nieraz z jakąś nonszalancją rzucają się w środek bitwy, lekceważąc grożące im niebezpieczeństwo. Ich odwagę, ich brawurowe szarże tłumaczą niektórzy słabym jeszcze „przywiązaniem” do życia. Starym wiarusom trudniej jest rozstać się z życiem. Są ostrożniejsi…

Św. Jan od Krzyża pisał: „Mucha, osiadająca na miodzie, pozbawia się swobody lotu; i dusza, przywiązująca się do słodyczy duchowych, pozbawia się swobody i kontemplacji”. Proszę zauważyć, że św. Jan mówi o sprawach duchowych. A cóż dopiero pomyśleć o przywiązaniu do wartości materialnych!

„Przywiązanie do przyszłości” jest ściśle związane z chrześcijańską nadzieją. Te dwie postawy są bardzo potrzebne na progu trzeciego tysiąclecia. Gdy wielu patrzy z niepokojem, a nawet z trwogą w przyszłość, chrześcijanin staje się w świecie szczególnym znakiem nadziei. Św. Ignacy Loyola zapisał kiedyś: „… tam, gdzie działają liczne sprzeczności, tam też rozkwita największa nadzieja”. Św. Paweł zachęca Tesaloniczan, aby wytrwali we wzajemnej miłości. Ewangelia przestrzega: „żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie….”. Miłość i modlitwa. To synteza życia każdego chrześcijanina. To obowiązek, ale również przywilej, który chroni człowieka przed wegetacją i przed zniewoleniem różnego rodzaju złymi przywiązaniami.

Anthony de Mello, SJ  w książce „Wezwanie do miłości” pisze (str. 95-96): „Przywiązanie – jak dochodzi do powstania przywiązania. Na początku stykasz się z czymś, co sprawia ci przyjemność: samochód, zręcznie zrobiona reklama jakiegoś przedmiotu, słowo pochwały, towarzystwo jakiejś osoby. Potem przychodzi pragnienie, by to przy sobie zatrzymać, powtórzyć miłe uczucie, jakie dana rzecz czy osoba w tobie wywołały. W końcu przychodzi przekonanie, że bez tej osoby, czy bez tej rzeczy nie możesz być szczęśliwy, gdyż nakreśliłeś znak równości pomiedzy doznaną przyjemnością a szczęściem. Oto jesteś świadkiem pełnego zakwitnięcia przywiązania: razem z pojawieniem się przywiązania przychodzi w sposób nieunikniony wykluczenie innych rzeczy, brak wrażliwości na wszystko, co nie jest częścią tego przywiązania. Za każdym razem, kiedy oddalasz się od przedmiotu twego przywiązania, pozostawiasz przy nim swoje serce, i tak oto nie możesz się zaangażować w sytuacje, które kolejno się pojawiają. Symfonia życia trwa nadal, ale ty spoglądasz w przeszłość, przywarłeś do kilku taktów melodii, zatykając uszy na pozostałe fragmenty utworu i doprowadzając do dysharmonii i konfliktu pomiędzy tym, co życie ci oferuje, a tym, czego się uczepiłeś. Pojawia się napięcie i lęk, które oznaczają prawdziwą śmierć dla miłości i pełnej radości wolności, która jest owocem miłości. Miłość i wolność można znaleźć tylko wtedy, kiedy człowiek potrafi cieszyć każdą nową chwilą, która nadchodzi i następnie, gdy pozwala jej odejść, by móc być w pełni otwartym na przychodzącą rzeczywistość.

Jak można pozbyć się przywiązania? Ludzie próbują to osiągnąć drogą wyrzeczenia. Ale rezygnacja z niektórych taktów muzyki, wyrzucenie ich ze świadomości jest dokładnie takim samym rodzajem gwałtu, rodzi takie same napięcia i konflikty jak kurczowe trzymanie się ich. Kolejny raz ulegasz znieczulicy. Sekret polega na tym, byś nie wyrzekał się niczego, nie trzymał się niczego kurczowo, ale cieszył się wszystkim i pozwolił, by wszystko odchodziło, odpływało. Jak to możliwe? Dzięki wielogodzinnej obserwacji zgnilizny i przewrotnej natury przywiązania.

Zwykle skupiasz uwagę na wzruszeniu emocjonalnym i błysku przyjemności, jakiego ono dostarcza. Ale obserwuj lęk, ból, zniewolenie; jednocześnie przyglądaj się radości, pokojowi i wolności ogarniającej cię każdym razem, kiedy uwalniasz się od przywiązania. Wtedy przestaniesz oglądać się za siebie i pozwolisz oczarować się muzyką teraźniejszości”.

To znamienne – pisze Brian Cavanaugh TOR – że słowo „worry”, oznaczające w języku angielskim „martwić się”, pochodzi od anglosaksońskiego „worien”, które znaczy „dusić” lub „dławić”. Zmartwienie odcina dopływ powietrza, który pozwala człowiekowi carpe diem (czyli po łacinie „chwytać dzień”).

Ludziom zajmuje tyle czasu martwienie się dniem wczorajszym lub o dzień jutrzejszy, że zapominają o dzisiejszym. Stajemy się podobni do owej starszej pani , która stwierdziła” „Zawsze się martwię, kiedy czuję się dobrze, bo przecież wiem, że zaraz będę się czuła źle”.

Martwienie się dławi sposobność do korzystania z chwili teraźniejszości i naraża nas nas na kiepskie samopoczucie przez całe życie. Dlatego odrzućmy przyzwyczajenia i przywiązania, próbujmy w naszej codzienności być ludźmi wolnymi, którzy z radością przybliżają się do Królestwa Światła.

——————-

Łk 9, 51-62

Trzeba porzucić wszystko, aby iść za Jezusem

Gdy dopełniały się dni wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jeruzalem, i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i weszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by przygotować Mu pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jeruzalem.

Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: «Panie, czy chcesz, byśmy powiedzieli: Niech ogień spadnie z nieba i pochłonie ich?»

Lecz On, odwróciwszy się, zgromił ich. I udali się do innego miasteczka.

A gdy szli drogą, ktoś powiedział do Niego: «Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz».

Jezus mu odpowiedział: «Lisy mają nory i ptaki podniebne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć».

Do innego rzekł: «Pójdź za Mną». Ten zaś odpowiedział: «Panie, pozwól mi najpierw pójść pogrzebać mojego ojca». Odparł mu: «Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże».

Jeszcze inny rzekł: «Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu». Jezus mu odpowiedział: «Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego».