Iz 5, 1-4.  7

Winnicą Pana jest życie konsekrowane – nasze zakony, zgromadzenia, wspólnoty. Winnica zawiodła, nie wydaje owoców, odwróciła się od Pana. Przestała kochać, współpracować. To nie Pan zostawił winnicę, ale winnica Pana.

Jego miłość nigdy się nie kończy, a z naszą miłością różnie bywa.

Winnica Pan przeżywa kryzys.

Wspólnoty zakonne nie powstawały z inicjatywy Stolicy Świętej, ale z inicjatywy mężczyzn i kobiet, którzy uwierzyli, że powinni utworzyć nowe drogi w Kościele. Inicjatywa wychodzi „od dołu”.  Często są to mali lub wielcy wizjonerzy, realiści, pragnący przemiany rzeczywistości trudnej, w jakiej znalazł się Kościół, starając się wcielić wizje misji Kościoła. Rozwój życia zakonnego osiąga swoje apogeum w czasach papieża Piusa XII i trwał do Vat II.

W dalekiej przeszłości kryzys życia zakonnego był spowodowany nadużyciami władzy państwowej. Obecny zaś jest spowodowany motywami wewnętrznymi, które zniszczyły wspólnoty zakonne.

Obecne czasy nie są jedyne w historii, w których wierność uległa zachwianiu i powiększa się ilość wystąpień. W latach 60 – 70 papież Paweł VI często o takim kryzysie mówił. Wówczas był on powodowany raczej buntem, sprzeciwem  wobec tego, co było stałe, pewne itd.. Dzisiaj zaś jest widziany jako postmodernistyczny, mniej waleczny, bardziej uwarunkowany współczesną kulturą.
Według obliczeń Kongregacji około 3 tys. zakonników i zakonnic po ślubach wieczystych opuszcza każdego roku życie zakonne, nie licząc tych po ślubach czasowych. Można powiedzieć, że obecnie średnio dziennie opuszcza  życie konsekrowane około 10 osób.

Siostry najczęściej występują  w przedziale wiekowym – 41 – 50 lat.

W pierwszych 10 latach po Vat. II większy problem ze zmniejszającą się liczbą osób był w zakonach męskich niż żeńskich. Później jednak sytuacja się zmieniła i trwa do dzisiaj. Procent jest większy w zakonach żeńskich niż męskich.

Statystyki ostatnich 10 lat ukazują, że sytuacja zakonów żeńskich ciągle jest dramatyczna i pogarsza się. Czyli że może być jeszcze gorzej.

Smutne, ale dane statystyczne wskazują, że w najbliższych latach niektóre wspólnoty zakonne, męskie i żeńskie, mogą przestać istnieć. Być może spełniły swoją misję i już nie są potrzebne Jezusowi i Kościołowi. Każdy z nas pragnie, by taki los nie spotkał naszych wspólnot. Ostrzeżeniem niech będą dla nas słowa kierowane przez Jezusa do świętej siostry Faustyny, że dopuści zniszczenie klasztorów, bo jest z nich wygnana miłość (Dzienniczek 1702).

Pamiętajmy, że życie konsekrowane jest elementem niezbędnym Kościoła (VC 105b), ale nie oznacza to, że tak samo jest z poszczególnymi jego formami.

Dokument Dar wierności, radość wytrwałości,[1]  wydany w zeszłym roku,  jest refleksją nad kryzysem życia konsekrowanego. Cytuje i odnosi się do wielu dokumentów i przemówień papieża Franciszka. Odwołuje się także  do ostatnich dokumentów Kościoła na temat życia konsekrowanego.

Dokument  już u początku (nr 2), cytuje papieża, który mówi o krwotoku, jaki trawi i niszczy życie konsekrowane. Przejawia się on w ciągle zmniejszającej się ilości osób  konsekrowanych, a powodowany jest licznymi odejściami.  Zastanawiają go szczególnie odejścia po kilku latach od złożenia  profesji.  Nie wydaje się to być rzeczą normalną. Jest to zaprzeczenie wierności i wytrwałości, które są istotnymi elementami życia konsekrowanego. Fakt odejść z życia zakonnego jest   symptomem szerszego kryzysu, jaki przeżywa życie zakonne ( nr 5).

Kobieta z Ewangelii (Mk 5, 25 -34), do której papież Franciszek nawiązuje, mówiąc o krwotoku życia konsekrowanego, przez 12 lat szukała ludzkiej pomocy. Podejmuje poszukiwania, nie szczędzi wysiłków. Doświadcza rozczarowań. Swoimi ranami pragnie dotknąć Jezusa. Nie zniechęcają jej trudności i ludzie utrudniający jej poszukiwania pomocy i spotkania z Jezusem. Po uzdrowieniu boi się, trwoży. Jezus do niej wychodzi, pochwala jej wiarę i wysiłki i udziela pokoju. Jakby jej chciał powiedzieć ta twoja choroba, lęki i trudności, jakich doświadczałaś, były potrzebne tobie i Mnie.

Obecny kryzys wierności, stwierdza dokument,  idzie w parze z kryzysem tożsamości i kryzysem poczucia przynależności do instytucji (nr 15).
Krwotok wystąpień niesie z sobą negatywne konsekwencje nie tylko dla zakonów, zakonników, ale także ludzi wierzących. Przyczynia się bowiem do negatywnego rozumienia charyzmatu i misji u samych osób konsekrowanych, równocześnie osłabia wiarygodność u ludzi oraz rodzi wątpliwości co do sensu i autentyczności życia konsekrowanego.

Miłość podstawą wierności i wytrwałości

Dokument Kongregacji stwierdza , że życie konsekrowane zawsze miało moc przyciągania. Trzeba na nowo odkryć jego pierwotny urok profetyczny i nie szukać schronienia przed wiatrem Ducha Świętego.  Potrzebna znowu jest fascynacja i pasja, które pozwolą wyrwać się ze spokojnej i znieczulającej przeciętności.  Smutne życie osób konsekrowanych jest naśladowaniem żałosnym  (nr  9). Tylko miłość pełna pasji  nadaje sens naszemu życiu  i pomaga ciągle się odnawiać. Bez pasji życie konsekrowane marnieje.

Możemy zmieniać formy życia, sposoby kontaktu z Bogiem, zmieniać konstytucje i reguły, ale to wszystko będzie miało sens, jeśli będzie nam towarzyszyć pasja dla Jezusa, która jest darem i Jego łaską. Wówczas będziemy przeżywać w postawie wdzięczności dar wierności i pokornej radości .  Świadectwo radości świadczy o wierności i wytrwałości i jest podporą wytrwałości. Radość prawdziwa jest zaraźliwa, udziela się i zaprasza do pójścia dalej. Wspólnota bez radości, to wspólnota wymierająca i pusta (nr 42, 44).

Stwierdzenie, że wierność jest darem sprawia, że patrzymy na nią w perspektywie łaski, obdarowania, a nie osobistego wysiłku, koncentracji na sobie samym. Jest to dar niezasłużony i  dlatego nikt nie może czuć się lepszym od innych. Tu pojawia się dynamika wdzięczności. Dar powinien być przyjęty, rozwijany i otoczony opieką.  Gdy te dwa elementy się spotykają – Bóg, który obdarowuje i osoba, która przyjmuje, powstaje radość wytrwałości.

Dokument stwierdza, że wierność jest wpisana  w tożsamość powołania osób konsekrowanych. Pozwala trwać, pozostawać  w miłości. We współczesnym świecie dzisiaj trudniej żyć jako osoba konsekrowana. Trudno też dochować wierności i być wytrwałym w powołaniu  (nr 1).

Obecny kontekst społeczno – kulturowy nie sprzyja takim wartościom jak wierność i wytrwałość. W dzisiejszej wizji świata brakuje stałości i wszystko wydaje się być prowizoryczne, relatywne,  zmienne, niestałe. Jakby nic nie było na zawsze i na stałe. Współczesna kultura tymczasowości  rodzi wierność chwiejną. Stwierdzenie „na zawsze” , gdy jest słabe, to każdy powód jest dobry, by zostawić rozpoczętą drogę i zmienić podjęte decyzje.

Panowanie kultury tymczasowości, przekonanie, że nic nie może być ostateczne, według Franciszka, to oszustwo i kłamstwo.  Społeczeństwo płynne, w którym decyzje nie muszą być nieodwołalne lub są odkładane na później sprzyja i jest wyrozumiałe wobec osób, które zrywają więzy przyjęte wcześniej jako nieodwołalne.  Dzisiejsza kultura i mentalność zmierzają w przeciwnym kierunku niż duch rad ewangelicznych i życia konsekrowanego. Podobny duch udziela się wspólnotom zakonnym, w których praktyką stało się wydłużanie okresu po ślubach czasowych do 10 lat przed złożeniem ślubów wieczystych  ( nr 56-57).

Gdy kwestionowane są takie słowa jak „na zawsze”, aż „do śmierci”, to punktem odniesienia stają się nie wartości, ale własne „ja. Prowadzi to do rozwoju narcyzmu nie tylko psychologicznego, ale również duchowego i apostolskiego. W takim środowisku wierność i wytrwałość nie są wartościami, które się ceni. Papież Franciszek twierdzi, że wrogami daru są: narcyzm, robienie z siebie ofiary i pesymizm.

Cechą charakterystyczną współczesnej kultury  jest też  sekularyzacja, która również wpływa  na życie konsekrowane, przyjmując formę naturalizmu. Wychodzi on w naszym podejściu do życia zakonnego i osłabia ducha wiary.

Bardziej niebezpieczny jest świat, nie ten, co z nami walczy, ale ten, który nas pociąga; nie ten, co nas nienawidzi, ale ten, co nas chwali i kusi. Jemu bardziej ulegamy i jesteśmy od niego zależni i pociągani, kuszeni.  Z tego powodu tracimy aromat i smak Chrystusa (2 Kor 2,15).

Mając do czynienia z taką rzeczywistością, ”krwotokami”,  które niszczą życie konsekrowane, powinniśmy jak kobieta z Ewangelii tę trudną i niezrozumiałą rzeczywistość podjąć, stawić jej czoła w postawie pełnej  akceptacji, odpowiedzialności i twórczej odwagi.

Przyczyny kryzysu

Arcybiskup Jose Rodriguez Carballo, obecny  sekretarz Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego w wywiadzie dla Radia Watykańskiego stwierdził, że z posiadanej przez niego dokumentacji wyłaniają się trzy główne przyczyny kryzysu życia konsekrowanego, które w konsekwencji prowadzą do wystąpień: kryzys duchowy, brak poczucia przynależności i przyczyny emocjonalne.

Przyczyny duchowe

Relacja z Jezusem, przyjaźń z Nim, utożsamienie się z Nim, być jak Jezus – to cel formacji i  ideał zakonny, który powinien się pogłębiać, rozwijać przez całe nasze życie.

Okazuje się, że tak się nie dzieje.  Jezus nie stał się w trakcie formacji zakonnej kimś  najważniejszy, pierwszy.  Nie pozwoliliśmy się uwieść, nie zakochaliśmy się w Nim.

Często w rozmowach z osobami zakonnymi i kapłanami, którzy odchodzą lub przeżywają poważne kryzysy, mówienie o Jezusie, ideałach wzbudza raczej agresję, złość  i niechęć niż rozbudza pragnienia powrotu do pierwotnej miłości i podjęcia trudu zmiany swojego życia.  Co On ci uczynił?

Przy decyzjach o odejściu z zakonu  Jezus, powołanie , zobowiązania z tym związane, rzadko są  brane pod uwagę. Rzadko ktoś mówi, że zawiódł Jezusa, że się od Niego oddalił, że ma z Nim mało wspólnego.  Boimy się dzisiaj mówić o zdradzie, niewierności, a tak w rzeczywistości jest.

Proces oddalania się od Jezusa, wyobcowania z relacji z Nim postępuje  szybko. Dokonuje się poprzez zaniedbanie trzech istotnych relacji kontaktów.

Najpierw relacja  z Jezusem. Zbyt często powtarzamy, że bycie z innymi usprawiedliwia nasze niebycie i brak czasu na relację z Nim. Zadawalanie się tylko uczestnictwem  w Eucharystii i modlitwą ustną nie podtrzymuje, a tym bardziej nie pogłębia więzi z Nim. Brak czasu, by sam na sam być przy Nim wyobcowuje nas i oddala od Jezusa. Być z Nim codziennie, wytrwale, nie okradając Go z czasu, jaki Mu się należy, przywiązuje do Niego, rozkochuje w Nim. W pewnym momencie uświadamiamy sobie, że bez Niego nie możemy ani żyć ani obejść się.  My Go potrzebujemy.

Relacja z sobą samym jest bardzo istotna. Takie codzienne patrzenie na siebie, świadomość tego, co przeżywam jest stawaniem w prawdzie. Pytanie, które wówczas stawiać powinniśmy, co On na to, jak On to widzi, czy On tak by postąpił. Smucę się i raduję, że w małych sprawach codzienności Go spotykam, odnajduję i do Niego się upodabniam lub nie.

Czas na refleksję, codzienny rachunek sumienia jest nie tylko autorefleksją, ale rozeznaniem woli Jezusa i upodabnianiem się do Niego we wszystkim – jak On i dla Niego wszystko.

Relacja z kimś drugim, kto jest moim mistrzem, człowiekiem zaufania, który mi nie tylko o Jezusie mówi, ale też uczy Nim i dla Niego żyć.  Ma on dla mnie czas. Rozumie mnie. Jestem przed Nim szczery, jak przed Jezusem i sobą samym.

Kościół powie, że „głównym narzędziem formacji jest rozmowa osobista, która należy odbywać regularnie i często, widząc w niej praktykę o niezrównanej i wypróbowanej skuteczności” – Vita consecrata  nr 66. RFIS – kierownictwo duchowe uważa kierownictwo duchowe za uprzywilejowane narzędzie formacji ( 107).Ta forma pomocy powinna być stosowana nie tylko podczas formacji podstawowej, ale także stałej, choć po święceniach jej formy mogą być różne (44 – 49).

By uniknąć błędów, nie oszukiwać siebie, stawać w prawdzie przed sobą i Jezusem, potrzebny jest ten drugi, ale nie kolega, nie przyjaciel, bo on ani nie zrozumie do końca, ani nie pomoże.

Te trzy relacje się współtworzą i warunkują. Potrzebne są wszystkie trzy. Wykluczenie jednej z nich osłabia dwie pozostałe.

Miłość do Jezusa słabnie,  bo nie tylko osłabła nasza relacja  Nim, ale także z sobą samym i drugim.

Ilu z nas jest w Nim jeszcze zakochanych? Czy wystarczy tylko, że żyjemy i pracujemy dla Niego, by wytrwać i być wiernym? Czy naprawdę jesteśmy gotowi każdego dnia oddawać nasze życie nie tylko dla Niego, ale także za Niego?

Brak poczucia przynależności do wspólnoty i niedojrzałość emocjonalna

Wśród  sióstr zakonnych  wydaje się to być pierwszy i podstawowy element kryzysów. Już wcześniej cytowałem  arcybiskupa Rodrigueza Carballo, który w braku poczucia przynależności widział jedną z głównych przyczyn odejść z życia zakonnego. Chodzi tutaj o czucie więzi, przynależności do wspólnoty jako takiej, która żyje i pracuje, kierując się tymi samymi ideałami i wartościami. Chodzi tu zatem o odczucie, doświadczenie, że jestem jedną z nich, do nich należę. Im na mnie zależy i mną się przejmują i cieszą moimi osiągnięciami. Mogę liczyć na ich wsparcie i pomoc.
Wolter – „Życie klasztorne jest, mimo wszystko, nie do pozazdroszczenia.  Znane jest powiedzenie, że mnichy to ludzie, którzy skupiają się, nie znając się, żyją nie kochając się i umierają nie żałując się wzajem. Nie płaczą po  sobie”.  E. Bianchi, Dobrowolnie i z miłości”, s. 5.

Dlatego, by zapobiegać kryzysom, potrzebne jest tworzenie więzi realnych, prawdziwych  z przełożonymi i współsiostrami.  Nie chodzi tu tylko o relacje przyjacielskie, ale  o takie, które pomogą dzielić się między sobą tym, czym ktoś żyje, co jest dla niego  ważne, doświadczeniami duszpasterskimi itp..  Nie chodzi tu tylko o to, by nie być samotnym, ale by nim się naprawdę nie czuć. Nie chodzi tu tylko o ilość relacji, ile raczej ich rodzaj, typ, głębię. Jeśli są one ubogie, to nie wzmacniają zaufania i nie dają wsparcia. Siostry często nie czują wspólnoty  i jedności z nią. To koroduje ich zapał, entuzjazm i pragnienia poświęcenia się oraz oddala od ideałów ewangelicznych.  Nie wspomagają wierności i wytrwałości.

Atmosfera wspólnoty warunkuje i sprzyja zaangażowaniu i poświęceniu lub też je utrudnia, przyczyniając się do pojawienia kryzysu.  Wspólnota wówczas zamiast być wsparciem, staje się jeszcze jednym źródłem stresu i napięć wzajemnych, co jeszcze bardziej dzieli i frustruje.

Najczęściej we wspólnotach żeńskich panuje nadmiar kontroli społecznej, przejawiający się w nadmiernej kontroli, obserwacji i zależności . W dużych wspólnotach życie często jest oparte na formalizmie, zachowywaniu zewnętrznych zasad, reguł. Siostry w takich wspólnotach cierpią z powodu anonimowości,  obojętności, samotności, braku życzliwości i ciepła. Czasami miesiącami nikt ich nie zapyta jak się czują, co przeżywają. Często są przepracowane i wypalone. Rzadko to inne rozumieją, zauważają i pomagają.

W życiu polskiej zakonnicy, czy to we wspólnocie zakonu kontemplacyjnego, czy też czynnego wspólnota wysuwa się na pierwsze miejsce i dobro wspólnoty wydaje się być często ważniejsze, niż jednostka w niej. Dlatego tak to nieraz wygląda, jakby nie było ważne to, co  pojedyncza osoba czuje, pragnie, o czym myśli. Ważne wydaje się być to, czego chce wspólnota, co jest dobre dla wspólnoty i temu wspólnemu dobru trzeba wszystko poświęcać i rezygnować z tego wszystkiego, co przybiera nawet najmniejszy przejaw tego, co jest moje, co jest dla mnie ważne.

W takiej wspólnocie prawie wszystko robi się wspólnie i ciągle żyje się razem (ranne wstawanie, modlitwa, praca, posiłki itd.). Mało jest tu czasu i miejsca dla siebie. Mało wtedy jest momentów i chwil, by pozostać z samą sobą, trochę z dala od innych. Takie bycie ciągle razem jest potrzebne i może być bardzo twórcze i dawać duże oparcie, ale może też być uciążliwe, zwłaszcza wtedy, gdy wspólnota, współsiostry nie umieją zrozumieć, że ktoś ma prawo i potrzebę przebywania samemu, niezależnie od innych.  Takie pragnienia są nieraz odbierane bardzo negatywnie i najczęściej są widziane jako mało wspólnotowe, a nawet wręcz jako sprzeciwiające się życiu wspólnemu. Łatwo wtedy padają stwierdzenia, mówiące o tym, że ktoś taki może się nie nadawać do tego, by żyć we wspólnocie, razem z innymi.

Wiele sióstr ma odczucie, że nie są ważne, ani potrzebne, że nikomu na nich zbytnio nie zależy, nikt się z nimi nie liczy. Nie mają odczucia, że są kochane.  Nikt z nimi i po nich nie płacze, czyli nie doświadczają współczucia, troski, zainteresowania.  Wydaje im się, że jeśli są potrzebne, to tylko do pracy, że ważniejsze jest dobro wspólnoty, dzieł niż one, które w tych dziełach pracują lub je tworzą.

Gdy odchodzą z zakonu, pełne są żalu i pretensji do wspólnot i przełożonych.

Święty Ignacy pisze, że takie są wspólnoty, jacy są przełożeni. W dużej mierze od przełożonych i sposobu sprawowania przez nie władzy zależy atmosfera we wspólnocie. Gdy brakuje zaufania i współpracy, tworzą się częściej i szybciej napięcia, podziały i konflikty. Wówczas pojawia się dystans i brak wsparcia, które osłabiają motywację do poświęcenia się i pogłębiają samotność  sióstr w tym, co robią. Nie jest to tylko brak obecności i wsparcia uczuciowego, ale utrata przynależności do wspólnoty zakonnej, którą prezentuje przełożona.

Przełożone  mają ważną  funkcję do spełnienia.  Ich sposób kierowania ludźmi może przyczyniać się do powstania kryzysu lub uniknięcia. Ocena czyichś wysiłków, docenienie lub brak, feedback pozytywny lub negatywny, to wszystko wpływa na czyjeś samopoczucie i odnajdywanie się w zaangażowaniu, pracy i obecność we wspólnocie. Często w ocenach przełożonych przeważa raczej feedback negatywny niż pozytywny.  Nie chwalą, bo im się wydaje, że obowiązkiem podwładnych jest dobre wykonanie zadań. Jeśli chwalą, to równocześnie krytykują. Stąd raczej upominają, polecają, nie licząc się z osobami i ich potrzebami i możliwościami. To osłabia motywację, więź, zaangażowanie i zaufanie.

Braterstwo

Dokument Kongregacji powtarza, że wspólnoty zakonne w swoim stylu życia powinny być  bardziej ludzkie i braterskie.  Życie konsekrowane trzeba bardziej zhumanizować i spersonalizować,  nie tylko by stawić czoła sztywnym i przestarzałym strukturom, ale także przeciwstawić się światowemu indywidualizmowi. Potrzebne jest wsłuchiwanie się w głos współbrata, współsiostry, który jest u naszych drzwi lub obok nas, na sposób czuły i życzliwy, unikając indywidualizmu, który niszczy wspólnotę braterską ( 7-8, 18-19, 45).

Papież zachęca, by wspólnoty promowały relacje szczere, lojalne, by można było ukazać kim ktoś jest, bez lęku i hipokryzji. Nie powinny być traktowane jako hotele, ale tworzyć więzy rodzinne, oparte na wzajemnym zaufaniu. Dom, ognisko, rodzina itp.. to pojęcia powtarzane przez Franciszka jako centralne dla życia konsekrowanego. Wspólnota zakonna jest ważnym elementem iter  duchowego każdego zakonnika (nr 60) i procesu rozeznania. Daje wsparcie w wierności i wytrwałości.

Określenie Franciszka „peryferie” odnosi się także do relacji wspólnotowych.  Oznacza otwarcie na tych, którzy żyją na peryferiach wspólnoty ( nr 46). Im trzeba pomóc wrócić i odnaleźć się na nowo we wspólnocie. Pierwszym krokiem do odejścia z zakonu jest nabranie dystansu do własnej wspólnoty. Indywidualizm i rozwiązania alternatywne prowadzą do opuszczenia instytucji ( nr 18). Chwila kryzysu kogoś ze wspólnoty może się stać okazją do przeżycia kairos całej wspólnoty.

Życie we wspólnocie niesie z sobą naturalne napięcie, napięcie wierności, które trzeba dojrzale przyjąć i przeżyć. Może ono prowadzić do zamknięcia we „własnej zagrodzie” lub bycia płodnym duchowo (nr 19 – 20)). Istnieje ścisła relacja między jakością życia wspólnotowego i wytrwałością w powołaniu. Tworzenie klimatu komunikacji, rozeznania i miłości braterskiej ( nr 99) daje bezpieczeństwo, wsparcie i umacnia w powołaniu.

Św. Bernard pisze, że diabeł nie boi się tych, co poszczą, modlą się, ale tych, którzy żyją w zgodzie, jedności z sobą i Bogiem w miłości. Tacy powodują w demonach ból, lęk i złość. Ta bowiem jedność nie tylko niepokoi diabła, ale też sprowadza Boże błogosławieństwo.

Sposób przeżywania życia wspólnotowego wskazuje, w jakiej mierze członek wspólnoty jest zadowolony z siebie, swej wspólnoty i swojego powołania. By dojrzale przeżywać komunię z innymi potrzebna jest integracja przeróżnych pragnień, potrzeb: samotność i relacje z innymi; zależność i niezależność; bliskość i dystans. Jeśli zaś w osobie konsekrowanej te naturalne potrzeby zostaną zanegowane, wyparte lub sfrustrowane, to pojawia się wówczas większa tendencja i skłonność do zaspakajania ich w sposób niedojrzały i obronny.

By życie we wspólnocie zakonnej było rozwijające, pomagające żyć wartościami, to trzeba, by poszczególni jej członkowie osiągnęli minimum dojrzałości osobowej. Każdy, w jakimś stopniu, powinien być na tyle osobą zintegrowaną, by mieć pewną satysfakcję z siebie, pracy, relacji z innymi. Pozwoli to osobie konsekrowanej łatwiej przylgnąć do wartości, znosić frustracje, napięcia i rozwiązywać konflikty. Jeśli tego zabraknie, to pojawia się tendencja do szukania przeróżnych niedojrzałych form kompensacji lub ucieczek (praca, alkohol, seks, internet), albo do powstawania zachowań agresywnych takich jak: narzekania, oskarżenia, niechęć i wrogość do przełożonych, zamknięcie w sobie i izolacja. Mężczyźni często uciekają w lenistwo, bierność i ulegają lękowi, który ich zamyka i nie pozwala stawić czoła problemom i wyzwaniom[2].

Czas pandemii ukazał kim jesteśmy jako osoby konsekrowane i jakie są nasze wspólnoty – heroizm, pokora, miłość, a równocześnie lęk, egoizm, brak wiary.

W naszych wspólnotach obok świadectw przykładnego życia występuje wierność zmienna, życie rozmyte i przeciętne ( nr 5). Jeśli w naszych wspólnotach przeważają osoby niespójne, niedojrzałe, to mają negatywny wpływ na poziom życia wspólnotowego i osłabiają ducha zakonnego osób formowanych, zamiast ich umacniać w powołaniu.

Taki styl życia nie umacnia w wytrwałości w powołaniu, ani nie mobilizuje do wierności. Nie daje też prawdziwej radości – słabi stają się słabsi, a silni słabną, nie znajdując wsparcia we wspólnocie.

Noc wiary i strapienie duchowe

Za papieżem Franciszkiem dokument  stwierdza, że ufność powinna w nas wzrastać, gdy okoliczności zewnętrzne rzucają nas na ziemię (nr 13).

Towarzyszy nam lęk, niepewność czy potrafimy przekazać  ducha, charyzmat nowemu pokoleniu i czy będzie ono zdolne być mu wiernym w przyszłości.  Boimy się przyszłości i stracić życie dla Jezusa, nie przyciągając innych do naszych zakonów. Tracimy nadzieję, bo życie zakonne ulega desakralizacji, tracimy kontakt ze Źródłem Życia i nie umiemy być pośrednikami między Źródłem i nowym pokoleniem.

Zły duch wpływa na nas pod pozorem dobra, przyjmując postać anioła światłości,  mówiąc o realizmie pełnym cynizmu, lęku, który zamyka nas na to, co nowe. Zaczyna brakować w nas życia, działania, pragnień. Taka rzeczywistość wyczerpuje także młodych zakonników. Coraz mniej wśród nas ludzi pasji.

Poruszenia Ducha Świętego, dające krew życia nam i naszym zakonom i będące źródłem życia zakonnego jakby były uśpione. Jedni z nas są zmęczeni, znudzeni  i przestraszeni, a inni uciekają w działania, by wypełnić pustkę i samotność. Niektórzy z nas ulegają burn – out., wypaleniu,  a inni nie podporządkowują się prawu pracy.

Powraca pytanie czy warto być wiernym i czy wytrwałość w powołaniu przyniesie nam radość prawdziwą?

W tej trudnej rzeczywistości trzeba nam dostrzec  znaki czasu dane nam przez Pana. Jest to także czas Jego bliskości i łaski. Spójrzmy na ten czas z perspektywy ciemnej nocy ducha i czasu strapienia duchowego wspólnot zakonnych.  A noc jest zawsze znakiem szczególnej łaski i działania Bożej miłości. Bóg wkracza osobiście, by nas kształtować i upodabniać do siebie. Taka bowiem jest natura ciemnej nocy. Jak mówi święty Jan od Krzyża ciemna noc ducha to czas działania Boga, którego celem jest oczyszczenie duszy z niewiedzy i niedoskonałości.  Jest to bolesne doświadczenie, ale tez bardzo płodne duchowo.

Na te doświadczenia trzeba patrzeć oczami wiary, umiejąc w każdym doświadczeniu dostrzec oblicze Jezusa, pomimo czucia się przez Niego opuszczonym.  Doświadczenie bycia opuszczonym przez Jezusa jest doświadczeniem wielu wspólnot zakonnych. Taki stan doświadczany nie zawsze oznacza brak hojności lub miłości z naszej strony. Często bywa przeciwnie. Stan nocy ciemnej, opuszczenia doświadczają Boży mężowie i Boże kobiety, bez reszty Bogu oddane dusze. Tacy ludzie czują się opuszczeni, zdradzeni przez Boga. To jest paradoks życia duchowego i życia konsekrowanego wielu wspólnot. Jest to doświadczenie osób służących Bogu z oddaniem i ludziom w postawie samozaparcia. Te doświadczenia przyjęte z wiara dają możliwość spotkania z Nim i odnaleźć sens ciemnej nocy naszych wspólnot zakonnych.

Pomocą w przezywaniu czasu kryzysu i „krwotoku” odejść, dotykającego naszych wspólnot, mogą być pouczenia na temat strapienia duchowego, jakie święty Ignacy Loyola opisał  w Ćwiczeniach duchowych. Twierdzi, że Pan Bóg komunikuje się z nami udzielając nam nie tylko pocieszenia duchowego, ale także strapienia. Uczuciem najbardziej odczuwalnym  podczas strapienia jest smutek, który wypełnia serce ciemnością i niepewnością. Ten stan czyni nas bardziej słabymi i skłonnymi do ulegania pokusom. Bóg wydaje się być daleki, nieobecny, pozostawiający nas samymi. Słabnie wiara, nadzieja i miłość (ĆD 317).

Utrata pokoju i radości wewnętrznej ma wymiar pedagogiczny. Poprzez strapienie Bóg poddaje nas próbie, czy potrafimy być wiernymi, trwać przy Nim, gdy nam nie daje łask, świateł i pocieszeń. Czy potrafimy służyć Mu “za nic, za darmo” (ĆD 322). Jeśli ktoś w takich momentach rezygnuje, zniechęca się, to oznacza, że nie jest obojętny, jaką drogą go Chrystus prowadzi. Okazuje się wtedy, że służymy Panu, bo to coś daje i opłaca się. Nie jest to służenie Mu z czystej miłości, ale interesowne.

Tak naprawdę, Bóg dając nam pocieszenie czy dopuszczając strapienie, pragnie nas przekonać o darmowości Jego miłości  darów. Tylko wówczas, gdy w to uwierzymy, sami staniemy się bezinteresowni w relacji z Nim i innymi. Nie nauczymy się tego, jeśli nie uwierzymy, że  „todo es don y gracia de Dios” .

Nie mówmy wiele tylko o kryzysie, bo nim straszono i straszy się nas zawsze. Każde pokolenie ma swój czas i swój kryzys. W Kościele i świecie kryzysy były, są i zawsze będą obecne. One świadczą raczej o żywotności niż obumieraniu. Myślmy bardziej i módlmy się, byśmy zrozumieli, co Pan chce nam powiedzieć za pośrednictwem ciemnej nocy i strapienia naszych wspólnot.

Zakończenie – Wytrwajcie w miłości Mojej (J 15, 9)

Papież Franciszek twierdzi, że po odnowie posoborowej nastąpił w Kościele czas stagnacji. Lęk przed przyszłością osłabia ducha prorockiego, jakim powinno się odznaczać życie konsekrowane. Wiele wspólnot stało się zakładnikami lęku i lenistwa.

„Krwotoki”, jakie nas trapią, powinny nas otwierać na powiew Ducha Świętego i skłaniać do postawy twórczej odwagi, która nam pomoże ocalić Jezusa najpierw w nas samych, a później w sercach naszych współbraci i sióstr.

——————

[1] Kongregacja ds. Instytutów Życia Konsekrowanego I Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, Dar wierności, radość wytrwałości, Rzym 2020.
[2] H. Zollner, La vita comunitaria negli ordini religiosi, “La Civiltà Cattolica”,  157 (2006) 3754, IV, 344-356; F. Millan Romeral, El don de la fidelidad.. Algunas líneas  de fuerza,  Autores Varios, «Fidelidad y perseverancia. Aproximaciones II»: CONFER 59 / nº 228 (octubre-diciembre 2020), 505-524.

KRZYSZTOF DYREK SJ (ur. 1957), teolog duchowości, psycholog, rekolekcjonista. Opublikował m.in. książki: Formacja ludzka do kapłaństwa i (we współpracy) Pasterz według Serca Jezusa oraz Powołanie, rozeznanie i rozwój.

 

(fot. Anders Ljungberg / flickr.com / CC BY 2.0)